Wina nie pijcie, bo jest Złem. Pijcie sok winogronowy, bo jest Dobrem. Poza tym śmiało możecie nazywać go winem. Tako rzecze dr Samuelle Bacchiocchi, adwentysta dnia siódmego, teolog i misjonarz. Poparcia swych tez szuka w Biblii. A jak ktoś szuka i bardzo chce znaleźć, to – wiadomo – znajdzie.
Polska edycja Wina w Biblii to tłumaczenie skróconej wersji obszernej pracy pod tym samym tytułem, którą Bacchiocchi opublikował w 1989 r.
Główna teza obu dzieł jest taka: Biblia całkowicie zakazuje picia wina, a jeśli je pochwala, chodzi nie o wino alkoholowe, czyli produkt fermentacji, a świeży lub konserwowany sok gronowy. Autor dowodzi, że błędne rozumienie tekstu wzięło się stąd, iż oba produkty mają identyczną nazwę: „Lingwistycznie, hebrajskie i greckie słowa oznaczające ‘wino’ (yain i oinos), które są przetłumaczone w Biblii jednakowo jako ‘wino’, mogą oznaczać zarówno ‘niesfermentowany sok gronowy’, jak i ‘sfermentowane wino’”.
Teza dotyczy zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu. Właśnie tym autor tłumaczy dualizm w ocenie wina, o którym Pismo Święte wypowiada się wiele razy dobrze i wiele razy źle. Na przykład: „Sprawiasz, że rośnie trawa dla bydła i rośliny na użytek człowieka, by dobywał chleb z ziemi i wino, które rozwesela człowieka, oliwę, od której lśni się oblicze i chleb, co wzmacnia serce człowieka” (Ps 104,14-15); a z drugiej strony: „Szydercą jest wino, swarliwą – sycera, każdy, kto tutaj błądzi, niemądry.” (Prz 20,1).
Nie mam kompetencji lingwistycznych, by wchodzić w polemikę z il dottore. Wystarczy chyba jednak zdrowy rozsądek, by stwierdzić, że coś tu nie tak.
Bacchiocchi przeczy sam sobie, pisząc w wielu miejscach, że w hebrajszczyźnie istnieje osobne słowo na określenie soku (moszczu) gronowego, a mianowicie tirosh. Dlaczegóż by więc autorzy Biblii (kimkolwiek byli) mieli używać wszędzie dwuznacznego yayin? Wydaje się oczywiste, że tam, gdzie chcieli napisać o moszczu, to napisali.
Nasz kaznodzieja (niezbyt) zręcznie manipuluje cytatami, wyjmując je z kontekstu. Stwierdza na przykład: „Biblia zaleca nie umiarkowanie, ale całkowitą abstynencję: »Nie patrz na wino« (Przyp. Sal. 23,31 – Biblia Warszawska). Przyczyną tego absolutnego zakazu jest niepodlegający wątpliwości fakt, że patrzenie na coś atrakcyjnego jest pierwszym krokiem w kierunku zaangażowania w działaniu”. W rzeczywistości cytat ten jest częścią większej całości (cytuję za Biblią Tysiąclecia, Prz 23,31): „Nie patrz na wino, jak się czerwieni, jak pięknie błyszczy w kielichu, jak łatwo płynie [przez gardło]: bo w końcu kąsa jak żmija, swój jad niby wąż wypuszcza; twoje oczy dostrzegą rzeczy dziwne, a serce twe brednie wypowie”. A wcześniej (Prz 23,29): „U kogo »Ach!«, u kogo »Biada!«, u kogo swary, u kogo żale, u kogo rany bez powodu, u kogo oczy są mętne? U przesiadujących przy winie, u chodzących próbować amfory [czyli – wg przypisu – nierozcieńczonego wina]”. Widać wyraźnie, że opisane objawy i skutki powstały pod wpływem silnego nadużycia, czy nawet delirium (kto po jednym, czy dwóch kieliszkach widzi „rzeczy dziwne” i ma „rany bez powodu”?), zaś zdanie zaczynające się od słów „Nie patrz na wino” wcale nie jest nakazem abstynencji („W ogóle nie patrz”), tylko ostrzeżeniem przed zdradliwością tego napoju i zachętą do roztropności w jego używaniu.
A wreszcie: gdyby naprawdę było tak jak twierdzi Bacchiocchi, Żydzi zakaz spożywania fermentowanego wina by skodyfikowali, skoro kodyfikowali znacznie „drobniejsze” rzeczy jak choćby to, że nie wolno zjadać ryb pozbawionych łusek. Tymczasem Micwa, wśród swoich 365 zakazów niczego takiego nie zawiera. Poza tym, w Biblii znajdują się wyraźne przestrogi nie przed winem w ogóle, a przed jego nieumiarkowanym użyciem. Na przykład Tobiasz poucza swojego syna: „Nie pij wina aż do upicia się i nich pijaństwo nie idzie z tobą w drogę!” (Tb 4,15). Tego wielebny doktor już jednak nie zauważa.
Książka staje się zrozumialsza, gdy dowiemy się, że Bacchiocchi jest adwentystą dnia siódmego. Członkowie tego kościoła (powstałego w USA w 1863 r.) są abstynentami – Wino w Biblii jest więc świetną religijną podpórką ich poglądów. I wszystko byłoby cacy, gdyby nie jej lekko fanatyczny ton. Autor, nie tylko głosi wątpliwej jakości „prawdy objawione”, ale wypisuje też jawne bzdury. Na przykład: „W XX wieku pijący określają to, czy wino jest dobre proporcjonalnie do stężenia alkoholu”. Albo: „Wino to „substancja, która odurza nasz organizm niezależnie od spożywanych ilości”. Czy też: „Umiarkowane picie doprowadziło 18 milionów Amerykanów do picia w sposób nieumiarkowany, gdyż alkohol jest narkotykiem doprowadzającym do uzależnienia, osłabiającym zdolność samokontroli jednostki”. Nie przepuszcza nawet ewangelicznym weselnikom sprzed dwóch tysięcy lat, serwując w Kanie Galilejskiej sok winogronowy: „Ci, którzy chcą upierać się przy tym, że wino używane na weselu było alkoholowe i że Jezus także uczynił wino alkoholowe, wnioskują w konsekwencji, że Jezus dostarczył dużą dodatkową ilość alkoholowego wina, tak by goście weselni mogli kontynuować swe lekkomyślne oddawanie się nałogowi. Taki wniosek burzy moralną integralność charakteru Chrystusowego”. Typowy dla wojującego świętoszkowatego abstynenta tok rozumowania: jeśli ktoś pije wino, to znaczy, że jest pijakiem i „oddaje się nałogowi”.
Co też i ja za chwilę uczynię – jednakowoż przy rozumniejszej i mniej nadętej lekturze. Wydaje mi się, że Nieprzysiadalność, wywiad-rzeka Rafała Księżyka z Marcinem Świetlickim będzie w sam raz.
Dr Samuelle Bacchiocchi, Wino w Biblii, tłum. Dariusz Jemiołek, Orion Plus, Radom 2012, s. 92