Nazwa „wino bezalkoholowe” wywołuje zdziwienie, czasem ironiczne spojrzenie, bywa że i niedowierzanie. Zupełnie niesłusznie, ponieważ jest odpowiedzią na oczekiwania współczesnych konsumentów. W krajach, gdzie spożycie wina jest tradycyjnie spore, zwłaszcza spore jak na polskie dane, pojawienie się wina bezalkoholowego zostało bardzo pozytywnie przyjęte. Jego produkcja systematycznie i zauważalnie rośnie. Choć zaczynając od początku, nie jest to wino. Winem było, ale w myśl unijnych przepisów, skoro nie ma wymaganej zawartości alkoholu – winem już nie jest. Dla ułatwienia nie rezygnujemy z tejże nomenklatury.
Dla wszystkich.
Idealne rozwiązanie dla nieletnich, dla kobiet w ciąży, kierowców, którzy podczas lunchu nie chcą rezygnować z kieliszka wina. Wino bezalkoholowe to również dobry sposób na zaistnienie tematyki wina w miejscach, które nie mają, z różnych względów, odpowiednich zezwoleń na jego sprzedaż. Oczywiście często na kontretykiecie pojawia się informacja o zawartości alkoholu 0,5%, która czasem przeraża, a nie powinna. Większą zawartość alkoholu odnajdziemy w kapuście kiszonej, naturalnych sokach owocowych. Podobną zawartość odnajdziemy w …kefirze. Wszystko w sposób zupełnie naturalny, ba, poniekąd świadczący o jakości produktu.
Mało alkoholu, ale dużo zalet.
Do zalet bezalkoholowego wina niewątpliwie należy zaliczyć zdecydowanie niższą kaloryczność, na poziomie 1/3 pierwotnej zawartości. Wraz z pozbyciem się alkoholu, zniknęły puste kalorie. Tym samym jest to wino w stylu fit, że się tak wyrażę.
Łatwe w produkcji nie jest.
By wyprodukować wino bezalkoholowe, trzeba sięgnąć po dość skomplikowaną, a często też nietanią metodę produkcji. Stąd nie spodziewajmy się jakiś szczególnie niskich cen. Po pierwsze, wino bezalkoholowe było wyprodukowane tradycyjną metodą. Jako normalne, pełnoprawne wino. Ba, bywają pozycje, które były nawet starzone w dębowych beczkach. Pozorne szaleństwo procentuje później jednak przy wyrazistych aromatach. Cała zabawa zaczyna się później, gdy trzeba się pozbyć alkoholu. Królują trzy metody, których twórcy, a zwłaszcza użytkownicy, delikatnie deprecjonują się nawzajem. My nie faworyzujemy żadnej z nich.
Pierwsza to metoda destylacji próżniowej, w której wino jest ogrzewane do temperatury 28 stopni by uwolnić aromaty, skrzętnie wyłapywane w aparaturze oraz oddzielić alkohol, który jest separowany. Związki zapachowe wprowadzane są na nowo do wina, by jak najmniej straciło ono ze swojej struktury aromatycznej. Ta separacja alkoholu odbywa się bardzo szybko, pod ścisłą kontrolą, by po prostu nic nie zaprzepaścić. Oczywiście wino bezalkoholowe będzie trochę inne w odbiorze. Stąd producenci stawiają na jak najbardziej aromatyczne odmiany, by po dealkoholizacji nie było uczucia pejoratywnej neutralności w nosie. Poza utratą pustych kalorii, wina czerwone tracą na wytrawności, gubiąc taniny. Prócz tego wszystko pozostaje bez zmian, na czele z tą samą zawartością polifenoli i reserwatrolu, tak cennych w winie dla naszego zdrowia. Teraz możliwe do przyjmowania również na trzeźwo.
Drugą metodą na wytworzenie wina bez alkoholu jest krótkotrwałe, kilkudziesięciosekundowe zamrażanie wina, tak by dokonać odcieku niezamarzniętego alkoholu. Kolejnym sposobem na pozbycie się procentów z wina jest metoda wirujących stożków. Stożki rozbijają – mówiąc kolokwialnie – w osłonie azotowej wino na ciecz, aromaty i alkohol. Potem łączy się na nowo dwie pierwsze części składowe, dopełniając je ku satysfakcji zwolenników innych metod, niesfermentowanym sokiem z winogron, w celu uzupełnienia ubytku.
Ale co tam metody produkcji. Dla nas ważne jest to, że teraz mamy coraz szerszą możliwość cieszenia się winem zawsze i wszędzie, nie łamiąc żadnych zakazów ni konwenansów.
Jednym z win bezalkoholowych, które można znaleźć w naszej ofercie to riesling Abtei Himmerod: