Ta stosunkowo młoda, bo rozwijająca się na serio dopiero od XIX wieku nauka, ma w sobie dużo romantyzmu. A kiedy sięgniemy do jej antycznych korzeni i podeprzemy się etymologią, wychodzą prawdziwe cuda. Nawet takie, od których słuchania niektórym (zwłaszcza świętoszkom!) uszy puchną.
Sztuka rozpoznawania i opisywania winorośli jest tak stara, jak i sama, uprawiana przez człowieka, winorośl – jednym z jej prekursorów był Columella (4-70 n.e.), rzymski wojskowy, który po odejściu do cywila zajął się rolnictwem i pisaniem o nim.
Ale, no właśnie: sztuka. Bardzo długo fachowcy w tej dziedzinie przypominali raczej historyków sztuki niż profesorów z laboratorium, a podręczniki ampelografii – albumy z reprodukcjami dzieł malarskich niż naukowe skrypty. Różnice między poszczególnymi szczepami i ich mutacjami rozpoznawano na podstawie kształtu liści i wyglądu owoców – i to bez żadnych ścisłych kryteriów, po prostu „na oko”.
Zmiany przyniósł wiek XIX. Rewolucja w transporcie (parowce, kolej) spowodowała też niesamowite ożywienie handlowe. Sprzedawać i kupować na wielką skalę zaczęto też winorośl – dokładna identyfikacja towaru była niezbędna. Pośrednio na skutek tego właśnie otwarcia się świata nastała plaga filoksery przywleczonej zza oceanu – umiejętność rozpoznawania odpornych na chorobę amerykańskich odmian stała się już nie tylko kwestią urozmaicania europejskich winnic i radosnych eksperymentów, ale po prostu koniecznością. Pojawiły się pierwsze podręczniki, nadal nie było jednak jasnego systemu identyfikacji. Powstał dopiero po wojnie, a bezpośrednią tego przyczyną było powszechne wprowadzenie systemu apelacyjnego we Francji – przekonujące dowody na to, że coś jest np. chardonnay, a nie pinot gris, były potrzebne urzędnikom do wydawania rozmaitych pozwoleń, certyfikatów i innych biurokratycznych cudowności. Z pomocą przyszedł prof. Pierre Galet z uniwersytetu w Montpellier, który opracował porządny system klasyfikacji winorośli wg wielu ścisłych, obiektywnych kryteriów, jak np. kształt i kontur liścia (zarówno młodego, jak i dorosłego), rodzaj jego owłosienia, wygląd pąków i ogonków, kształt kiści, kształt, kolor i wielkość, a nawet smak owoców, wygląd i liczebność nasion. Stało się to w roku 1952. Wg swego systemu prof. Galet opisał 9,6 tys. odmian winorośli z całego świata.
W latach 1990. nastąpił kolejny przełom: winorośl, głównie za przyczyną pionierskich badań prof. Carole Meredith z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis, zaczęto identyfikować za pomocą analizy DNA. To właśnie dzięki tej metodzie odkryto, że włoskie primitivo, kalifornijski zinfandel i chorwacki crljenak kaštelanski to ten sam szczep. Ampelografia ostatecznie znalazła się tam, gdzie i większość nauk – w supernowoczesnym laboratorium. W czym więc ów romantyzm? A choćby w tym, że szacowni profesorowie nie tylko siedzą z nosami w komputerowych monitorach, lecz także, niczym Indiana Jones, odbywają fascynujące eskapady w terenie. Na przykład, identyfikacji crljenaka kaštelanskiego najpewniej by w ogóle nie dokonano, gdyby nie to, że prof. Meredith porozumiała się z dwoma chorwackimi uczonymi – profesorami Edim Maletićem i Ivanem Pejićem, którzy przez ładnych parę lat poszukiwali „podejrzanych” odmian w starych winnicach w Dalmacji – aż w końcu jedna z nich „przypasowała”.
Poszukiwania ampelograficzne prowadzi też znana wam pewnie dobrze hiszpańska firma Torres, która nawet daje ogłoszenia do hiszpańskich mediów, aby obywatele meldowali jej o rosnących gdzieś winoroślach, które niczego znanego nie przypominają – wytypowane indywidua konfrontuje się z bankiem DNA uniwersytetu w Montpellier. W ten sposób odkryto ponad 50 nieznanych odmian. Sześć z nich nazwano i zaczęto komercyjnie uprawiać (to: forcada, pirene, gonfaus, moneu, garró, querol), a dwa ostatnie weszły nawet w skład czerwonego kupażu Torresa – Grans Muralles (oprócz nich są tam jeszcze garnacha tinta, monastrell i cariñena).
Obiecałem mały skandalik i oto on. Słowo „ampelografia” wiedzie się z greki – ampelos znaczy dosłownie „krzew winny”. Ta z kolei nazwa pochodzi od imienia satyra Ampelosa.
Nonnos z Panopolis (IV/V w.) pisze, że był on kochankiem (czy też po prostu „ukochanym”) Dionizosa. Pewnej nocy pozwolił sobie zażartować z bogini Selene, przechwalając się, że jest od niej lepszy, bo nie tylko – jak ona – powozi rydwanem zaprzężonym w rogate krowy, ale i sam jest rogaty. Bogini nie wykazała poczucia humoru i ukatrupiła trefnisia, a zrozpaczony Dionizos zamienił jego w pierwszy winny krzew na świecie, zaś z jego krwi uczynił wino. Oprócz gejostwa mamy tu więc jeszcze na dokładkę transsubstancjację à rebours. Afera jest poważna i miejmy nadzieję, że Inkwizycja akurat sobie przysnęła.