Wydaje się, że najsłynniejsze wino świata ma same zalety. A jednak nie! Po lekturze dwóch opowiadań pewnego pisarza, zdziwicie się, jaki z niego (szampana, nie literata) gagatek. Pisarza dobrze znacie – to Antoni Czechow.
Tak, tak – słynny kpiarz nie przepuścił nawet bąbelkom. W tomiku Syrena znajdujemy dwa opowiadania na ich temat.
Pierwsze to Szampan. Opowieść drapichrusta. Jego bohaterem jest zawiadowca zapyziałej prowincjonalnej stacyjki w południowo-zachodniej Rosji. Jak to przeważnie u Czechowa – zgorzkniały, sfrustrowany i znudzony, wrzucony w rzeczywistość, która go brzydzi: „W promieniu dwudziestu wiorst nie znaleźlibyście tam ani jednego domu, ani jednej kobiety, ani jednego porządnego szynku, a ja w owe lata byłem młody, krzepki, zapalczywy, narwany i głupi. Jedyną rozrywkę stanowiły okna pociągów pasażerskich i wódka, którą Żydzi mieszali z blekotem [pewnie po to, żeby nabrała ostrego, piekącego smaku, który ma ta roślina – przyp. ŁK]. Do tego wszystkiego kolejna „klasyka gatunku” – żona, która naszego bohatera kocha do szaleństwa, niestety bez wzajemności.
W tej nieprzeniknionej ciemności jest jednak jasny punkt: dwie butelki Veuve Cliquot, które zawiadowca wygrał od kolegi z pracy. Małżonkowie postanawiają przechować flaszki do sylwestra, na jego otwarcie czekają jak na jakieś niesamowite wydarzenie: „Zdarza się, że na lekcji matematyki, gdy powietrze aż tężeje z nudów, do klasy wlatuje motyl; chłopcy podrzucają głowami i z ciekawością obserwują lot, jakby to nie motyl fruwał, lecz coś przedziwnego, niebywałego; nas tak samo bawił zwykły szampan, który przypadkiem zawędrował na małą stacyjkę”.
W upragnionej chwili wydarza się mała katastrofa: „Kiedy wskazówka zbliżała się do dwunastej, zacząłem powoli odkorkowywać butelki. Nie wiem, czy osłabłem od wódki, czy może butelka była zbyt wilgotna, pamiętam tylko, że gdy korek głośno strzelił w sufit, butelka wysunęła mi się z rąk i spadła na podłogę. Wina wylało się niedużo, najwyżej szklanka, ponieważ zdążyłem złapać butelkę i zatknąć syczącą szyjkę palcem”. Zawiadowca bagatelizuje zdarzenie, ale jego przesądna żona zupełnie traci humor, mówiąc, że upuszczenie butelki noworocznego szampana to zły znak i że w nowym roku na pewno spotka ich coś złego. Kłócą się. Wkurzony zawiadowca wychodzi, żeby ochłonąć, a kiedy wraca, okazuje się, że nocnym pociągiem przyjechała w odwiedziny ciocia żony, Natalia Pietrowna. „Ciocia” okazuje się młoda, ponętna i niezwykle zalotna. Następuje burzliwy romans – i to jest właśnie owo nieszczęście, które przepowiedziała żona: „Wszystko diabli wzięli, wszystko poleciało do góry nogami. Pamiętam tylko straszliwy, wściekły wicher, który kręcił mną jak piórkiem i starł z powierzchni ziemi i żonę, i ciocię, i moją siłę. Ze stacyjki stepowej przerzucił mnie, jak państwo widzicie, na tę ciemną ulicę”.
Tak że – podsumuję – trzymajcie sylwestrowe butelki mocno. Chyba że marzycie o takiej właśnie cudownej katastrofie, dla której warto wiele (lub nawet wszystko) poświęcić.
Druga opowieść, z podtytułem Rozważania po noworocznym przepiciu to króciutka (1,5 strony) acz treściwa lista drwin i uszczypliwości pod adresem szampana, którego Czechow traktuje zupełnie tak samo, jak innych swych bohaterów – czyli z ironią i sarkazmem. Pada tu np. stwierdzenie, że „człowiek pije go, kiedy jest bogaty, przesycony, czyli wtedy, kiedy tak trudno przedostać mu się do światła, jak wielbłądowi przez ucho igielne”. Czyli pociąg do szampana byłby ostrzeżeniem, że nasza dusza pod wpływem pieniędzy stała się nieco pustawa. Szampan to również wyciągacz kasy: „Płaci się za niego nie zapracowanym groszem, lecz pieniędzmi, które wpadły fuksem, nieprzewidzianymi, szalonymi, częstokroć cudzymi…”. A wreszcie – to narkotyk, którym tłumi się niezbyt wesołe myśli i niepokoje: „Pije się go na zaręczynach i ślubach, kiedy w zamian za parę ułud człowiek bierze na siebie ciężkie kajdany na całe życie”; szampan to „radość na zamówienie, kupiony zachwyt, pochlebstwo, puste gadanie, przesyt, próżniactwo”. „Nie ufajcie szampanowi!” – ostrzega Czechow. Lecz nie dodaje, że aby komuś nie ufać, należy go wpierw dobrze poznać. Uczynię to zatem ja, życząc wam jednocześnie wszystkiego dobrego w nowym roku!
PS W obu opowiadaniach pisarz używa sformułowania „wdowa Clicquot” jako synonimu słowa „szampan”. Chodzi oczywiście o słynny dom Veuvue Clicquot, który jako pierwszy zaczął sprzedawać szampana do Rosji, praktycznie monopolizując rynek. Było to w roku 1814, tuż po zakończeniu wojen napoleońskich.
Antoni Czechow, „Szampan. Opowieść drapichrusta”, tłum. Natalia Gałczyńska; „Szampan. Rozważania po noworocznym przepiciu”, tłum. Jerzy Brzęczkowski. W: Antoni Czechow, Syrena, Książka i Wiedza, Warszawa 1968, s. 69