Jest środek karnawału, wypada więc słuchać muzyki i tańczyć, a może nawet trochę pośpiewać. Okazja ku temu dobra, bo właśnie ukazały się po polsku Alkohole w obrazkach, gdzie figuruje ogromna lista piosenek z procentami w tle. W tym – z winem.
Alkohole w obrazkach to książka Bena Gibsona i Patricka Mulligana, założycieli nowojorskiego studia projektowego Pop Chart Lab, które zajmuje się tworzeniem infografik na temat praktycznie wszystkiego, co da się sprzedać – w ciągu siedmiu lat działalności zmierzyło się już z ponad setką produktów. Alkohole to w jego portfolio projekt wyjątkowy – nie marketingowy, czy reklamowy, a wydawniczy.
Książka przypomina nieco opisywaną tu przeze mnie Wine Folly, z tym że nie dotyczy wyłącznie wina, ale też innych alkoholi – piwa, whisk(e)y, wódki, ginu, rumu, tequili, brandy i sake. Na schematach, mapach i wykresach autorzy przedstawiają sposoby i miejsca ich produkcji, taksonomię, ciekawostki statystyczne i przepisy na koktajle. Są tu też ciekawe (i nierzadko zabawne) zestawienia, np. ozdobnych elementów na nóżce kieliszka, koktajli znanych z filmów i literatury, drinków i trunków sławnych ludzi etc. Jedno z nich nosi tytuł Alkohol w muzyce popularnej i zawiera ponad setkę tytułów utworów o alkoholu, z czego 14 traktuje o winie. Niektóre z nich znałem, niektórych nie, ale nigdy nie wsłuchiwałem się w nie dokładnie. Teraz – pomyślałem – jest ku temu okazja. Poniżej króciutkie opisy polecanych przez Gibsona i Mulligana utworów – za wyjątkiem dwóch (Elderberry Wine Eltona Johna i Lilac Wine Elkie Brooks) gdyż te są o winach niewinogronowych. Kawałki, które spodobały mi się najbardziej, oznaczam gwiazdką – karnawałowo-imprezową rzecz jasna. Miłej zabawy!
Have Some Madeira M’Dear, Flanders and Swann*
Śmieszna kabaretowa piosenka brytyjskich twórców śmiesznych kabaretowych piosenek: aktora i piosenkarza Michaela Flandersa (1922–1975) oraz pianisty i tekściarza Donalda Swanna (1923–1994).
Opowiada o spotkaniu niewinnej i czystej jak łza 17-latki ze starym świntuchem, który był „podły” i „nie stronił od występku”. Świntuch zwabia dziewczę do swego mieszkania pod pretekstem filatelistycznym (skąd my to znamy?), a tam proponuje jej kieliszek madery, zarzekając się, że przecież nie wypada częstować tak młodej damy o tak późnej porze niczym mocnym, ale kieliszek słodkiego winka z pewnością jej nie zaszkodzi. Świntuch dobrze wie, że słodkie wzmacniane wina są zdradzieckie – i rzeczywiście: dowiadujemy się, iż pannica „lowered her standards by raising her glass”, czyli „podnosząc kieliszek, obniżyła swe standardy [czy też wymagania]”. Satyr blefuje dalej, wciskając małolacie, że właśnie dla niej otworzył tę małą beczułkę madery, a jak już otworzył, to trzeba ją wypić, bowiem „tego nie można trzymać”; w związku z czym koniecznie musi wychylić kolejny kieliszek. I następny. I… jeśli czekacie na pikantne zakończenie, to nic z tego. Smarkula w porę przypomina sobie bowiem matczyną przestrogę („Oh my child, should you look on the wine that is red/Be prepared for a fate worse than death!”). Czyli, jeśli choć spojrzysz na czerwone wino, gotuj się na los gorszy niż śmierć. Sweet seventeen ostatecznie umyka staremu zbereźnikowi i budzi się we własnym łóżku „z bólem w głowie i uśmiechem na ustach”. Czyli co? Że niby ostatecznie jej się jednak podobało?
The Bottle Let Me Down, Merle Haggard
Country song o facecie, który codziennie przesiaduje w barze aż do zamknięcia i popija wino, aby pozbyć się życiowego bólu. Tego wieczora jednak przypomina sobie „o niej” (kimkolwiek by była) i nie jest w stanie wypić wystarczająco wiele, aby te myśli odpędzić. Podmiot liryczny oskarża więc flaszkę wina, o której sądził, że jest jego jedynym przyjacielem, iż nie stanęła na wysokości zadania i go zawiodła. Cóż, takie życie – jak już się coś pieprzy, to wszystko naraz.
Drinking Champagne, Cal Smith
Też country (z subtelnymi elementami karaibskimi) i też schemat „ona odeszła, a on cierpi”. Tu jednak koleś radzi sobie z owym cierpieniem całkiem dobrze, do białego dnia bawiąc się w klubie, pijąc szampana, objadając się smakołykami i obtańcowując co ładniejsze dziewczyny. „Ją” wspomina, ale z nostalgią i uczuciem („Nigdy nie kochałem cię bardziej, gdy byłaś moja”).
Days of Wine and Roses, Henry Mancini
Utwór instrumentalny Henry’ego Manciniego z filmu Blake’a Edwardsa pod tym samym tytułem (1962). Obaj panowie są znani przede wszystkim z cyklu komedii Różowa Pantera, jednak Dni wina i róż to nic śmiesznego: historia małżeństwa, które zmaga się z uzależnieniem od alkoholu – raczej bez skutku.
Red Red Wine, Neil Diamond/UB40*
Kawałek Neila Diamonda z 1967 r., w l. 1980 nagrany w wersji reggae przez UB40. Uśmiejecie się, ale znów chodzi o to, że „oni się rozstali”, czy też „ona go opuściła”, a jego serce boli ze smutku („my blue blue heart”). No a czerwone wino to jedyna rzecz, która pozwala mu zapomnieć. Polecam czarno-biały teledysk UB40: jego akcja dzieje się w obskurnym pubie, gdzie wszyscy chleją piwsko. Które to w kuflu naszego bohatera – niczym w Kanie Galilejskiej – w magiczny sposób przemienia się w „red red wine”.
Bottle of Wine, The Fireballs*
Rock and roll z 1967 r. Zespół to coś w rodzaju wczesnych Beatlesów, tylko zabawniej wyglądają, a jeden ma żółtą gitarę. Podmiot liryczny gada z butelką wina i żąda, aby zostawiła go w spokoju, pytając, kiedy wreszcie pozwoli mu być trzeźwym, iść do domu i „zacząć od nowa”. Protagonista – jak wynika z jego własnych słów – jest ulicznym grajkiem, który zarabia same drobniaki, ma pluskwy w łóżku i spodnie tak stare, że aż prześwitują. Od wina niby boli go głowa, ale dowiadujemy się też, że nie ma za co go kupić – więc właściwie nie wiadomo, jak to z tym winem jest. Niejakie światło na tę nielogiczność rzuca druga zwrotka, w której grajek błaga przechodniów, aby kupili mu flaszkę. Jak zwykle: najważniejsze dla artysty, to pozyskać sponsora.
Gubben Noak, Carl Michael Bellman
Utwór XVIII-wiecznego szwedzkiego kompozytora i poety Carla Michaela Bellmana. Trawestacja historii z Biblii (Rdz 9, 20) o tym, jak Noe upił się winem i zasnął nagi w swoim namiocie. Pieśń Bellmana to jej lekka parodia, pojawia się tu bowiem żona Noego (o której w Księdze Rodzaju nie ma mowy) – jest tak wyrozumiała, dobra i kochana, że pozwala mężusiowi chlać już od rana i w ogóle „nawet nie zmarszczy brwi”, kiedy jej luby przetankuje. W ogóle Gubben Noak jest pochwałą radości życia (na lekkim rauszu) i jako taki bardzo nie spodobał się ówczesnemu kościołowi. Dlatego też Bellman wydał go anonimowo, w postaci „druku ulotnego” (czyli zadrukowanej z jednej strony kartki) sprzedawanego za grosze na jarmarkach itp.
So Happy I Could Die, Lady Gaga
Dużo przesterowanego basu, chórków i rozmaitych pohukiwań (‘eh-eh’, ‘ye-ha’, ‘aha-aha’) typowych dla tej artystki. Tekst sprowadza się do tego, że bohaterka jest ze swoją dziewczyną w klubie, piją wino (czerwone), dotykają się tu i ówdzie i jest fajnie, więc protagonistka wyznaje, iż „jest tak szczęśliwa, że mogłaby umrzeć”.
Spill the Wine, War*
Rzecz też o dziewczynie (a ściślej o wielu dziewczynach), ale wyłamuje się z konwencji „zapijanie miłosnych cierpień”.
Koleś wychodzi z domu na przechadzkę w gorący letni dzień. Kładzie się na trawie, żeby odpocząć. Zasypia i śni mu się, że oto wskoczył do hollywoodzkiego filmu i jest w tym filmie gwiazdorem (komentarz: „To naprawdę mną wstrząsnęło, że taki przekarmiony długowłosy gnom jak ja może być gwiazdą w hollywoodzkim filmie – ale tak było”). Dalej w tym śnie „przekarmiony gnom” przybywa do zamku Królów Gór i tam staje nagi przed całym tabunem dziewcząt: wysokich i niskich, krągłych i chudych, brązowych, czarnych – najrozmaitszych. Spomiędzy nich wychodzi elegancka dama, która „szepcze mu do ucha coś szalonego”: „Rozlej wino i weź perłę”. Po chwili znika, by pojawić się z butelką wina i pucharem. Nalewa sobie i spełnia toast, a wcześniej znów kusi: „Take the wine, take that girl” („Weź wino, weź dziewczynę”). Senny przybysz czuje „płomienie ryczące na jego grzbiecie” i – choć grupa War nie ujawnia, co się dzieje później – możemy to sobie łatwo wyobrazić.
Oryginalny i dobrze napisany kawałek. A muzycznie – kawał porządnego funky.
Scenes From an Italian Restaurant, Billy Joel
Dwaj starzy kumple spotykają się we włoskiej restauracji. Zamawiają wino – białe, czerwone, albo różowe – „zależnie od nastroju” i gawędzą o starych czasach; jeden chwali drugiego, że wygląda świetnie, schudł i w ogóle. Opowiada o swoich sukcesach (nowa żona, dobra praca, piękne biuro). Wspominają znajomych – Brendę i Eddiego, którzy byli królem i królową balu maturalnego, potem się pobrali i żyli szczęśliwie, dopóki bieda nie zajrzała im w oczy – wtedy zaczęli się kłócić („They started to fight when the money got tight”), a w końcu się rozwiedli i „podzielili najlepszymi przyjaciółmi”. Bardzo życiowe i trochę gorzkie. Zrozumiałe najlepiej dla osobników w wieku 40+.
Yesterday’s Wine, Willie Nelson*
Kawałek podobny do poprzedniego, jednak nie cierpki, a pogodno-melancholijny. Facet spotyka w barze dawnego niewidzianego kolegę (koleżankę?). Opowiadają sobie, co u nich, słuchają muzyki i piją piwo. A że czas przemija – nic to. Albowiem (mówi filozoficznie facet): „Jestem wczorajszym winem/Dojrzewam z czasem”. Jak zaś wiadomo, i dojrzałe wino, i dojrzałe życie smakuje najlepiej.
Norwegian Wood, The Beatles*
Uroczy kawałek z płyty Rubber Soul, pierwszy, w którym wykorzystano hinduski instrument strunowy sitar (grał na nim George Harrison).
Tyleż krótka, co komiczna historyjka z cyklu „jak nie uprawiać seksu” albo „katalog straconych okazji”. Facet poznaje dziewczynę, idzie z nią do jej mieszkania, całego w tytułowym Norwegian wood, czyli po prostu modnej podówczas wśród klasy robotniczej taniej sosnowej boazerii. Siedzą na podłodze (bo nie ma krzeseł) i rozmawiają, pijąc wino (które ona postawiła). Facet „czeka na odpowiedni moment”, ale przegaduje sprawę i do konsumpcji nie dochodzi. Wreszcie – o drugiej w nocy – dziewczyna oświadcza, że czas spać, bo nazajutrz rano musi do pracy. Niedoszły amant spędza noc w wannie, a nazajutrz stwierdza, że ptaszek nieodwołalnie wyfrunął. I rozpala ogień („So I lit a fire, isn’t good, Norwegian wood?”). Jest jakiś cień szansy, że robi to w piecu lub kominku, bo jest mu zimno, bardziej jednak prawdopodobne, że w akcie zemsty podpala to urocze drewniane gniazdko. Humor typowo angielski, czyli absurdalny i czarny – ale podlany słodkim lirycznym sosem. A wszystko to pomieszczone w niewiele ponad dwuminutowym utworze. Mistrzostwo!
Ben Gibson, Patrick Mulligan oraz Pop Chart Lab, Alkohole w obrazkach, tłum. Tomasz Szmajter, IVV Media/Magazyn Wino, Warszawa 2016, s. 189