Jeśli zapomnieliście, kto kogo zamurował żywcem, wcześniej obiecując mu degustację sherry amontillado, zastanawiacie się, ile razy pił porto pan Pickwick, lub jaki trunek wypływał ze stołu, gdy wiercił w nim Faust, sięgnijcie koniecznie po Literacki almanach alkoholowy Aleksandra Przybylskiego.
Książka to zbiór niemal półtorej setki cytatów z poezji i (głównie) prozy, w których występuje C2H5OH, okraszonych komentarzami autora.
Wybór alkoholi i pisarzy bardzo mi odpowiada – Przybylski wykazuje się nie tylko erudycją, ale i dobrym gustem (boli jedynie obecność Houellebecqa i Pilcha, ale niech będzie, że się nie znam). Oprócz pomnikowych dzieł z rozmaitych epok (od Petroniusza, przez Szekspira i Mickiewicza, po Kunderę i Hrabala), są książki z nurtu pop (np. cykl thrillerów psychologicznych Thomasa Harrisa o Hannibalu Lecterze), ale i zupełnie niszowe, lub nawet, w najlepszym tego słowa rozumieniu, cokolwiek dziwaczne – w tym takie cudowności jak Maksym i Fiodor Szynkariowa, Wicehrabia przepołowiony Calvino, Na wspak Huysmansa, czy Locus Solus Roussela.
Winu poświęcono całkiem sporo, bo 70 stron.
Układ trunków, jak w każdym rozdziale, jest alfabetyczny, więc zaczynamy od opowieści Edgara Allana Poego Beczka Amontillado. Szlachcic Montresor zostaje w niej znieważony przez niejakiego Fortunata, którego w akcie zemsty zwabia podstępnie do piwnicy, obiecując mu rozkosze picia tytułowego sherry, a następnie zamurowuje żywcem. Pamiętam, że podczas pierwszej lektury tego opowiadania (miałem 12 lat) byłem nie tyle przerażony, co rozczarowany: zemsta zemstą, ale czy Montresor nie mógł okazać wielkoduszności i zostawić swemu wrogowi w krypcie choć kropli wina? To samo zauważa Przybylski, a potem błaznuje, że tekst jest psychoanalityczną alegorią terapii esperalem: „Co prawda między zaszyciem a zamurowaniem jest pewna różnica, ale w końcu w obu wypadkach przychodzi to samo rozczarowanie”. Lubię takie żarty!
Kilka stron dalej pojawia się monstrum wszechczasów, sam król psychopatów, Hannibal Lecter: sączy króla sauternów, Château d’Yquem, marząc o przeszyciu czaszki agentki Starling strzałą z kuszy w przeszytym promieniami słońca, zaśnieżonym lesie. Potem jest Sancho Pansa z Don Kiszota przechwalający się swymi stryjami-znawcami win (wyczuli w trunku żelazo i skórę, i okazało się, że na dnie beczki spoczywa kluczyk z rzemienną przewiązką). Następie znowu mordercy (William Szekspir, Ryszard III, scena topienia Jerzego Plantageneta w beczce małmazji). Wreszcie ukazuje się nam poczciwy pan Pickwick. Dowiadujemy się, iż – mimo że sobie nie folgował, a na kartach słynnej powieści Dickensa oddaje się rozkoszom stołu ponad 300 razy – po porto sięga tylko dwukrotnie; co dowodzi, że był nieodrodnym synem swego czasu oraz narodu i darzył ten portugalski napitek niezwykłą atencją. Jak słusznie pisze Przybylski: „współcześni panu Pickwickowi Anglicy pałali do tego trunku miłością szczerą i gorącą”, czego świadectwem jest choćby to, że: „Gdy w książce licytowany jest majątek niejakiego Boffera, życzliwi przyjaciele prześcigają się w kupowaniu po okazyjnej cenie znakomitych roczników portwajnu z jego piwniczki”.
W Almanachu jest sporo humoru, i to wysokiej próby, często absurdalnego i/lub makabrycznego. Np. w podrozdziale o Beczce Amontillado autor ostrzega, że pijąc owo sherry „można zamknąć się w sobie”. A w tym o Pickwicku raczy nas welleryzmem: „Porto jest mocnym winem, więc grozi nam przelotny ból głowy, jak mawiał pewien chirurg do pacjenta, chcąc wywiercić mu dziurę w czaszce”. Książkę wieńczą Gry i zabawy, czyli propozycje rozrywek towarzyskich z alkoholem w roli głównej. Rozrywki owe są również komiczne, choć czasem niełatwe do wykonania , jak np. opisana przez Kitowicza Czara Małachowskiego vel Corda Fidelium (obowiązek wypicia duszkiem wina z 1,5-litrowego pucharu, znany na dworze XVIII-wiecznego krajczego wielkiego koronnego Adama Małachowskiego).
Almanach jest bogato i pięknie ilustrowany, choć tu i ówdzie obrazki nijak się mają do literek. Np. na str. 106 mamy opis Znowu w Brideshead Evelyna Waugha oraz sauterna z Château Lafaurie-Peyraguey, które pije bohater tej powieści Sebastian Flyte. Tekstowi towarzyszy fotos z filmowej adaptacji, na którym grany przez Bena Whishawa Sebastian rzekomo raczy się wspomnianym winem, czytając Lustra Ezry Pounda, jednak w rzeczywistości jest to Dom Pérignon w butelce z charakterystyczną etykietą w kształcie nietoperza. Z kolei na str. 177 absynt marki Pernod figuruje jako likier anyżowy pernod.
W ogóle, do opisów alkoholi w tej książce czasami należy podchodzić ostrożnie. Np. na str. 114 występuje Faust, który w lipskiej Piwnicy Auerbacha wierci w stole świdrem, uzyskując w ten sposób tokaj. Przybylski wyjaśnia, że „Grona [na to wino] zbierane są późno i dzięki temu zawierają dużo cukru”, zapominając, że oprócz słodkich i półsłodkich, robi się również wytrawne tokaje, na które owoce zbiera się w normalnym terminie.
Tego rodzaju kiksy zdarzają się jednak sporadycznie. Mimo drobnych błędów Literacki almanach alkoholowy nie traci uroku, pozostając erudycyjną, napisaną z biglem i zabawną książką.
Aleksander Przybylski, Literacki almanach alkoholowy, Wydawnictwo słowo obraz / terytoria, Gdańsk 2016, s. 383