Recenzje książek

W 80 dni dookoła raju

Mołdawia przechodziła różne koleje losu. Była lennikiem Polski, imperium osmańskiego i Węgier, terytorium okupowanym przez Rosję i Austrię, częścią Rumunii, republiką ZSRR i niepodległym państwem. Jedno przez wieki się nie zmieniło – to kraina winem płynąca.

W Gagauzji tylko jedno się udało. Wino

Reporterka Judyta Sierakowska spędziła w Mołdawii (a także w Naddniestrzu i Gagauzji) 80 dni. Efektem jest książka Mołdawianie w kosmos nie lietajut biez wina – tytuł wziął się z kawałka Kosmiczny chór tamtejszej rockowo-folkowej kapeli Zdob şi Zdub.

Oto jak autorka przedstawia ten kraj: „Jest nieduży – niecałe 34 tysiące kilometrów kwadratowych (mniej niż nasze mazowieckie), jakieś 3,5 miliona mieszkańców. Większość ludzi zna rosyjski, a nie zna języka państwa, w którym mieszka. W Mołdawii nie żyje się dostatnio, a już najmniej w Gagauzji. W Mołdawii, a najbardziej na jej południu, w Gagauzji tylko jedno się udało. Wino”.

Udawało się zresztą od tysięcy lat. Sierakowska wspomina, że to właśnie tu, niedaleko wioski Naslavcia na północy kraju, odkryto resztki pestek datowane na około 2800 r. p.n.e. – to najstarsze w Europie ślady uprawy winorośli. Od tamtego czasu wino jest w Mołdawii wszechobecne, a czytając książkę często się o tym przekonujemy. Np. panujący w latach 1457-1504 Hospodar Stefan III Wielki (tu jego nazwisko w wersji rumuńskiej – Ştefan cel Mare) przed każdą bitwą z Turkami wychylał puchar wina, który traktował jako napój magiczny. Działało, bo wszystkie wygrał.

W Mołdawii abstynencja oznacza dziwactwo i alienację

W dzisiejszych czasach Mołdawianie też za kołnierz nie wylewają: są w światowej czołówce jeśli chodzi o ilość wypijanego czystego alkoholu per capita, a „abstynencja oznacza dziwactwo i alienację”. Zabawna jest scena w piwnicy u niejakiego Saszy, do którego podróżniczka udaje się, aby kupić trunek: wychodząc oboje walą głowami w futrynę, która ma nie więcej niż 160 cm wysokości. Sasza śmieje się, że popełnili błąd, bo po degustacji z piwnicy powinno się wychodzić na czworakach – wtedy wysokie drzwi niepotrzebne. Trunki są dostępne równie łatwo, jak u nas woda – można je kupić u winiarzy-półhobbystów jak Sasza i w każdym sklepie – cena przyzwoitej butelki wina to 20 lei (niecałe 4 zł). Tyle samo kosztuje pyszna chałwa, tanie jak barszcz są też np. krewetki. Za to mięso, które do Mołdawii praktycznie w całości się importuje, jest bardzo drogie.

Jako republika radziecka, Mołdawia była winiarską potęgą – winnice zajmowały 258 tys. ha, czyli prawie 8% powierzchni państwa. Gdy w 1985 r. Michaił Gorbaczow rozpoczął kampanię antyalkoholową, areał zmniejszył się o połowę. Drugi cios nastąpił w 2006 r., kiedy Rosja z przyczyn politycznych zakazała importu wina z Mołdawii i Gruzji.

Piwnice na wina z 2 mln butelek

Po ZSRR została niesamowita pamiątka – Mileştii Mici, największy na świecie kompleks piwnic – według jednych źródeł długości 200, a innych nawet 250 km. W latach 1960-tych zaczęto tu wydobywać wapień i ktoś wymyślił, żeby w powstałych w ten sposób naturalnych piwnicach zrobić dojrzewalnię win dla całego Związku Radzieckiego; przyjmowano też trunki z bratniej Bułgarii i Rumunii. Dzisiaj Mileştii Mici to producent wina (mają 100 ha własnych winnic) i nadal gigantyczna dojrzewalnia win w beczkach oraz butelkach. Tych ostatnich jest tutaj dwa miliony, co w 2007 r. zostało odnotowane w Księdze Rekordów Guinnessa. Firma działa też jako „winny hotel” – spoczywa tu wiele kolekcji prywatnych, w tym – podobno – samego Władimira Putina. Ogromny obiekt zwiedza się samochodem, a główne atrakcje to m.in. wewnętrzny wodospad zapewniający stałą wilgotność oraz fontanny na dziedzińcu, o których opowiada się, że tryskają prawdziwym winem. Niestety! Jak pisze reporterka: „Fontanny były dwie, jedna z winem czerwonym, druga z winem białym. Na samej górze każdej z nich była wielka, piękna beczka, z której »wino« (farbowana woda) spływało do wielkich flaszek, a z nich do jeszcze większych szklanych kielichów. Z nich i rozłożonych glinianych dzbanów »wino« spływało po skałach do czerwonego lub białego źródła”.

Dlatego z radością (to właściwe słowo) książkę polecam i wybaczam autorce, kiedy pisze (a redaktorka nie poprawia) o „polach tabaki”, „stróżce potu”, czy o kimś, kto „nigdy nie skakał ze spadochronu”; lub o tym, że „winnice zajmują aż 10 procent republiki” (w rzeczywistości, jeśli wliczyć przydomowe – 148,5 tys. ha, czyli 4,4%), albo że „Rumunia weszła do Unii Europejskiej w 2004 r.” (w istocie w 2007).

„Chodź Wasilik, zamieszkasz ze mną w raju!”

Na koniec – żeby nie było nieporozumień – wyjaśnienie. Mołdawianie to, wbrew tytułowi, nie jest książka o winie, tylko o skąpanej w jego oparach (a czasem i w oparach absurdu) Mołdawii. Sierakowska ze swadą i humorem opisuje m.in. słynne marszrutki, czyli busiki kursujące po określonej trasie, ale zatrzymujące się na żądanie pasażerów) – w pojazdach tych m.in. nie wolno otwierać okna, „żeby szczęście nie uciekło”; popijawy z miejscową inteligencją; własne kace (najzabawniejszy: wyszła rano na ulicę i spotkała dwumetrową chodzącą butelkę, a także beczkę, kielich i kiść winogron – nie były to zwidy, a miejscowe święto wina). Jest tutaj także sporo o ludziach (przeważnie biednych, ale kochanych i bardzo życzliwych), o dziwacznej rycerskości facetów (np. kiedy odprowadzają kobietę na autobus, to mówią kierowcy, gdzie ją wysadzić) i o różnych lokalnych osobliwościach rodem z Barei – np. w wynajętym mieszkaniu w Komracie między 12.00 a 18.00 nie ma wody, więc kąpać się trzeba albo rano, albo wieczorem; za to w parku Ştefana cel Mare w Kiszyniowie jest nie tylko wi-fi, ale i gniazdka elektryczne przy ławkach.

Jeszcze słówko o tym, skąd tytuł tej recenzji. Sierakowska przywołuje legendę o początkach Mołdawii. Otóż, gdy Pan Bóg stworzył świat i ludzi, a potem rozdawał im ziemię, zapomniał przydzielić jej Mołdawianinowi (wedle innej wersji Mołdawianin przespał tę chwilę). Zakłopotany Stwórca zamyślił się, podrapał po głowie i powiedział: „Chodź Wasilik, zamieszkasz ze mną w raju!”.

Judyta Sierakowska, Mołdawianie w kosmos nie lietajut biez wina, Bezdroża, Gliwice 2014, s. 242

Wybraliśmy dla Ciebie: