Wino na ratunek. Brzmi znajomo? Bynajmniej nie chodzi nam o hedonistyczny wpływ tego szlachetnego trunku na nasz organizm. Ani też o jego niepodważalne, znane od wieków zalety pro zdrowotne. Tutaj wystarczy wspomnieć stare niemieckie porzekadło, iż winiarze żyją dłużej niż lekarze. Wino na ratunek nieść może Matce Naturze. W jaki sposób? O tym słów kilka.
Od chemii do ekologii
Mroczne lata XX stulecia w rolnictwie, a jego nieodzownym elementem jest niewątpliwie winiarstwo, odchodzą powoli do lamusa w sense mentalnym. Kultywowanie religii ilościowej nad jakościową okazało się drogą donikąd, na końcu której leżała kraina zdegradowanej ziemi i win byle jakich. Współcześnie również nie brak fabrykantów wina, którzy wraz z pomocą arsenału chemii wyciskają z winnic ile się da. Niemniej jednak pewne dość znaczące rygory zostały narzucone. Są też producenci, i za co chwała naszym dziejom, jest ich z roku na rok rosnąca grupa, którzy po pierwsze idą w jakość, a po drugie wiedzą, iż prawdziwą jakość można zyskać tylko w zgodzie i poszanowaniu natury. Nie o winach biologicznym jednak chcemy tu pisać, bo o tym już było. Są i inne sposoby by chronić i wyciągnąć dłoń (czy też raczej butelkę) by nieść ratunek Naturze.
Prosty przykład i pytanie do Was. Stojąc przed regałem z winem nie zdarzyło Wam się traktować z pietyzmem i atencją wino zabutelkowane w szkło grube o ciężarze przekraczającym zdrowy rozsądek, ale wzbudzającym ogólny aplauz?
Podświadomie większość z nas (kłania się psychologia marketingu) takie wina w masywnych butelkach ocenia lepiej. Akceptuje ich wyższą cenę i skłonni jesteśmy bardziej do ich zakupu. Pół biedy, gdy w środku jest wino, które zasługuje na takie rokokowe opakowanie. Gorzej, gdy splendor kończy się jedynie na szkle.
Nie traktuj lekko ciężkiej butelki.
Co to ma wspólnego z ratunkiem dla przyrody? Coraz więcej producentów świadomie rezygnuje z tego rodzaju zabiegów marketingowych stawiając na lżejsze butelki. Zrobione z cieńszego szła, ale równie wytrzymałego co w przypadku standardowych. Z reguły są w stanie zbić ten ciężar o 1/3.
Zysk dla natury? Mniej energii zużytej na wytworzenie takiej butelki i mniej energii na jej transport.
Woda skarbem.
Idąc dalej, Naturę wspierają winiarze ograniczając nawadniane lub całkiem z niego rezygnując. Są też tacy, co stosują znane już od przeszło stulecia nawadnianie kroplekowe. Dziś wsparte przez komputery pracujące w winiarniach, a zbierające dane z sond wbitych na różnych głębokościach w różnych miejscach winnicy. To wymierne oszczędności w zużyciu wcale niemałych ilości wody. Coraz więcej winiarzy buduje własne oczyszczalnie ścieków, by odzyskać wodę, która jest wykorzystywana w procesie produkcji. Bez obaw! Nie dodawana jest do wina, a czyści choćby zbiorniki i instalację przetwórczą. Na litr wina w takim procesie przypada nawet 5-7 litrów wody. Więc takie działania zrównoważonego rozwoju rolnictwa są jak najbardziej godne pochwały. W regionach, w których deszcz nie jest rzadkością winiarze wprowadzają systemy zbierania wody deszczowej, by móc ją później wykorzystywać.
Zielona energia.
By emitować do atmosfery mniej CO2, sporo winnic stawia na może nie autarkię w dziedzinie elektryczności, ale sporą niezależność instalując czy to fotowoltaiczne panele czy elektrownie wiatrowe.
Wielu producentów wina aktywnie włącza się w proces ochrony przyrody. Ci z najbardziej szlachetnymi intencjami milczą jak zaklęci na swych etykietach, pozostawiając swą filantropijną działalność w sferze ciszy medialnej. Niemniej są tacy, którzy nie tyle w zabiegach komercyjnych (przynajmniej tak wolimy o tym myśleć), a bardziej inspiracyjnych pragną taką informację zaszczepić swoim konsumentom.
Konkretna pomoc roślinom i zwierzętom.
Zatem spotkacie wina chilijskie, z których sprzedaży część dochodów przeznaczona będzie na ochronę kondorów w Andach. Nie rzadkie będą butelki, które będą wspierać finansowo ochronę bądź nowe nasadzenia w tak ważnych dla naszej planety lasach deszczowych. Są producenci – vide Nowa Zelandia, którzy łożą z każdej wytworzonej butelki wina na ochronę np. jakiegoś wymierającego gatunku jaszczura, prawnuka dinozaurów. Producent wina z Południowej Afryki dofinansowuje ochronę lamparta górskiego. Inny winiarz z RPA wspiera honorowych rangersów, którzy z chronią zwierzęta ścigając kłusowników. Pojawiły się inicjatywy jak chociażby Stowarzyszenia Ogrodów Zoologicznych i Akwariów, które wprowadzają specjalne etykiet win, z których całkowity dochód przeznaczony jest na projekty ochrony zagrożonych gatunków oraz programy badawcze. Pewien winogrodnik z Doliny Napa stworzył projekt ochrony rzadkich ryb w okolicznych akwenach.
Wino pomaga nawet tym, którzy nie mogą go jeszcze pić.
Wino na ratunek może też dotyczyć aspektów, które zwłaszcza w skojarzeniu z alkoholem, którym przecież jest niesie niezrozumienie, a w kraju takim jak nasz przegrywa na starcie z przepisami. Wyobraźcie sobie, iż winiarze z ikony amerykańskiego regionu jakim niewątpliwie jest Sonoma finansują w cyklu wieloletnim program wsparcia dla dzieci i młodzieży w kierunku popularyzacji ale przede wszystkim uczenia pisania i czytania. Zdawałby się, że w XXI wieku w takim kraju jak USA to co najmniej egzotyczne, ale okazuje się, że konieczne by wyrównać szanse, a nawet stworzyć szanse rozwoju dla licznych dzieciaków. Bywają na świecie etykiety, które wspierają lokalne organizacje sportowe (nie mówimy tutaj o globalnych brendach jako sponsorach gwiazdorskich klubów). Wreszcie liczne na całym świecie aukcje win o szeroko rozumianym charakterze charytatywnym.